niedziela, 27 stycznia 2013

Pies


Piesek Ryszard siedział na chodniku wpatrzony w stoisko z pieczonymi kurczakami. Ogromne płatki śniegu spadające z nieba osiadały na jego brązowym futerku. Mróz szczypał pieska Ryszarda w nosek (aż wywołał u niego głośne kichnięcie).

A kurczak tak pachniał... Piesek Ryszard wyobrażał sobie jego delikatny smak i chrupiącą skórkę. Mniam... Gdybym mógł tylko spróbować malutki kawałeczek - myślał sobie i od razu robiło mu się odrobinkę cieplej (bo był już bardzo zmarzniętym pieskiem Ryszardem). Chude łapki drżały mu z zimna, a w brzuszku kiszki grały marsza.

W końcu do pieska Ryszarda podszedł zaciekawiony szczurek Igor (który był bratem pieska). Usiadł obok niego i również spojrzał na stoisko z pieczonymi kurczakami.

- Na co patrzysz? - Zapytał swojego brata, pieska Ryszarda.
- Jak będę duży to zostanę panem od pieczenia kurczaków pieczonych - Powiedział mu rozmarzony piesek.
Szczurek Igor zamyślił się (kilka minut siedzieli w całkowitej ciszy).
- A ja będę ratownikiem na basenie! - Odezwał się w końcu szczurek Igor.

Chwilę jeszcze posiedzieli przy stoisku z kurczakami, a później zebrali się i poszli do swojej norki w Parku Jordana. Od kilku miesięcy mieszkali w jamie pod wielkim jałowcem. Domek ich osłonięty był od zawiei i zamieci śnieżnych (a także od wścibskiego wzroku ludzi).

Tak właśnie mieszkał sobie piesek Ryszard ze swoim bratem szczurkiem Igorem. 


Na zdjęciu bliski krewny pieska Ryszarda - piesek Ferdek ;) Oraz jego młodsza siostra Laura (ta gryząca kość). Szczurek też był. Był strasznie mądry i kochany. Aktualnie przebywa w Szczurkowym Raju. 


fot. Piotr Galus



Strasznie miła niespodzianka mnie dziś spotkała - bardzo sympatyczny post na blogu Agnieszki i Odessy :) :) :) Zaglądnijcie TU! 

I jeszcze chciałam pozdrowić Kasię, z którą chyba czytamy sobie w myślach bo wtedy, kiedy ja pisałam ten post, ona wysyłała mi smsy, że chce pomagać bezdomnym psom! :)




poniedziałek, 21 stycznia 2013

Bunt


Oto Róża.

Róża bardzo chciała iść dzisiaj do pracy. Naprawdę. Miała nawet plan, żeby wstąpić do piekarni i kupić swoje ulubione ciastko francuskie z kremem waniliowym i truskawkami (na lunch!).

Nie uwierzycie, ale czynność ta okazała się być niemożliwa do zrealizowania!

Jak w każdy dzień, Róża wstała punktualnie o siódmej... piętnaście (obudzona przez budzik w kształcie żółwia ninja - pozostałość z czasów beztroskiego dzieciństwa). Niewiele widząc na rozespane oczy (jedną nogą była jeszcze w swoim pięknym śnie) dotarła do łazienki, w której odprawiła swój codzienny rytuał higieniczny.
Dokładnie wyszczotkowała zęby pastą wybielającą, ochlapała twarz chłodną, orzeźwiającą wodą i rozczesała skołtunione włosy.

Następnie udała się do kuchni, aby podgrzać mleko na poranne kakao (z bitą śmietaną i wiórkami czekoladowymi). Wypiła je na spółkę ze swoim psem - bo on wprost przepadał za kakao!

Po tych czynnościach Róża była w pełni gotowa, aby stanąć przed najtrudniejszym wyborem dnia codziennego - otworzyła swoją piękną białą szafę (z wielkim lustrem), aby zdecydować co dzisiaj ubierze.

I wydarzyła się prawdziwa tragedia!

W szafie Róży (tak, w jej pięknej, białej szafie!) nie było nic! Kompletnie nic!

Ani bluzeczki, ani sweterka, ani spodni rurek, spódniczki, getrów, tuniki... Nic! Spostrzegła również brak eleganckiej sukienki. Róża złapała się za głowę!

Nie miała wyboru. Na kolanach wpełzła do szafy (wzięła ze sobą latarkę-czołówkę, żeby lepiej widzieć).

Pełzła, pełzła i pełzła... Natrafiła po drodze na bluzkę w serduszka, którą kupiła w zeszłym miesiącu (już była niemodna. A poza tym źle układała się na ramionach). Znalazła również korale - kiedyś długo ich szukała.
Wędrowała dalej przez ciemne zakamarki. Otulał ją przyjemny zapach lawendy odstraszającej mole. Napatoczyła się także na kapcie góralskie - nieużywany prezent od dawnej przyjaciółki. Ale po ubraniach ani śladu!


W końcu doszła do wniosku, że jej szafa jest dziwnie... pojemna! Nigdy wcześniej do niej nie wchodziła, to fakt. Ale, żeby tak długo pełznąć przez jej wnętrze...? Nic dziwnego, że ubrania gdzieś zniknęły!

Róża, którą rozbolały już kolana i nadgarstki, usiadła na chwilkę i wyjęła z kieszeni koszuli nocnej batonik Bounty. Wgryzła się w niego swoimi dobrze wyszczotkowanymi zębami i poczuła przyjemny przypływ energii. Odetchnęła głęboko i postanowiła udać się w drogę powrotną - skoro w szafie nie ma nic do ubrania to musi znaleźć coś w koszu z "brudami"!

W szafie było całkowicie ciemno. Latarka-czołówka świeciła niemrawo. Zapach lawendy świdrował w nosie. I, wyobraźcie sobie, że Róża zwyczajnie zabłądziła! Zgubiła drogę powrotną do swojej sypialni. Kiedy zorientowała się, że coś jest nie tak oraz, że chyba nie da rady sama wrócić do pokoju, zwinęła się w kłębek i przykryła znalezionym po drodze pledem.

- Jak mąż przyjdzie z pracy to mnie uratuje - szepnęła ziewając przeciągle i... zasnęła!


czwartek, 17 stycznia 2013

Taaaak!


Świat można podbijać na różne sposoby.

Można sobie zrobić tatuaż w kształcie serduszka - na ramieniu.
Kupić żółte szpilki, mimo, że się nie lubi koloru żółtego i nie potrafi się chodzić w szpilkach.
Pójść w wymarzone miejsce pracy i bezceremonialnie oznajmić, że od dziś się tam pracuje.
Kupić bilet do Neapolu za cztery złote (albo, jeszcze lepiej, do Nepalu!).
Przygarnąć smutnego psa ze schroniska.
Upiec pierwszy w życiu tort (ewentualnie zrobić go z wykorzystaniem kupionych blatów z ciasta).
Zakumplować się z obcą osobą spotkaną na ulicy i wspólnie narzekać na drogie bilety autobusowe.
Kupić pączka menelowi spod Żabki (lub banana, jeśli woli).
Pójść na bal!

Albo trochę bardziej dosłownie.
Rzucić pracę i wyjechać w podróż dookoła świata.

Co tam komu tkwi głęboko w myślach.

Na wszelki wypadek, żebyście pamiętały o spełnianiu swoich marzeń, podsyłam Wam powyższy rysunek do pobrania TUTAJ. Wydrukujcie, powieście na lodówce i niech Wam to przypomina, że marzenia trzeba spełniać (bo bez sensu, żeby się kurzyły gdzieś tam pod szafą).

Dobra?


Na poniższym zdjęciu - Jadzia pijąca (tak, to jest jej prawdziwy, żywy język). Zdjęcie zrobił Monsz mój i mam ogromną nadzieję, że nie będzie zły, że je tutaj zamieszczam. Bo zdjęcie jest piękne i warto je pokazać innym! Klik do strony Menrza --> TU.





środa, 2 stycznia 2013

Aurelia


- Masz nóżki jak sarenka - westchnął Klemens na widok Aurelii.
Aurelia, która była bardzo nieśmiała, zarumieniła się i w odruchu wrodzonej skromności spuściła głowę. 
- Oj tam, oj tam... - szepnęła chichocząc cichutko.

W sobotę Aurelia zakupiła sobie na własność egzemplarz magazynu modowego VOGULE w języku francuskim. Podążając przez miasto z tak ekskluzywnym magazynem w torebce czuła się... jakby frunęła!
Wiedziała, że to troszkę dziwne, ale miała wrażenie, że ten zakup na zawsze odmieni jej życie (dodać należy, że nigdy dotąd nie pozwoliła sobie na tak duży wydatek).

Popołudniu Aurelia zaparzyła zimową herbatę (cynamonowo-pomarańczową) w filiżance z delikatnej, angielskiej porcelany i zasiadła w swoim antycznym fotelu (po prababci). Zwilżając palce językiem przerzucała kartkę po kartce, przeglądając swój stylowy, pachnący magazyn.

Zegar z kukułką wybił dziewiętnastą, kiedy na twarzy Aurelii pojawił się uśmiech. Podeszła do kredensu i wyjęła z niego koszyczek z włóczkami.
Magazyn VOGULE donosił, że najmodniejszym elementem garderoby każdej damy jest rudy sweterek z liskiem!!! Więc Aurelia, osoba oszczędna i pracowita, wzięła w obroty swoje szydełko i wydziergała piękny sweterek z liskiem. W zestawie do niego uszyła wełnianą spódniczkę mini w kolorze choinki (absolutny mast hew - wyczytała w gazecie).

W niedzielę Aurelia wybrała się na przyjęcie do Klemensa - oczywiście w swoim najmodniejszym zestawie z liskiem. W atmosferze ponczu, wiśni w czekoladzie i Franka Sinatry usłyszała od Klemensa słowa, które wywołały rumieńce na jej twarzy. Od wielu miesięcy śniła, że Klemens spogląda na nią swoimi orzechowymi oczętami i... dosięga go strzała Amora!

I co? Aurelia miała rację. Lisek z VOGULE zmienił jej życie!



Dziewczyny (i chłopaki?) życzę Wam samych wspaniałych przygód w roku 2013! :)
Sylwestra spędziłam z Menrzem, rzecz jasna. Nie poszliśmy na żaden wielki bal maskowy, nie miałam okazji, żeby kupić sobie ładną sukienkę, ale za to oglądnęliśmy dwie bajki - jedną dla dziewczynek ("Zaplątani" - śpiewali dużo romantycznych piosenek), a drugą dla chłopców ("Frankenweenie" - było dużo zombich). Żeby było sprawiedliwie.